niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 11 cz.I

Rose

                A więc zajęliśmy się czynnością tak banalną jak szukanie koszuli. Efekty były przerażające. I to nie dla tego, że nic nie znaleźliśmy. Wręcz przeciwnie.  Na samym dnie szafy leżało ogromnie pudło. Gdy je otworzyliśmy naszym oczom ukazały się koszule. Dymitr tylko się uśmiechnął i już sięgał po jedną z nich. Odepchnęłam jego rękę na co prychnął zirytowany.
-No co?-spytał się.
-To będzie zbrodnia przeciwko modzie. Ba nie modzie, a całej epoce! Może tam w Europie coś takiego nosicie, ale jesteśmy w Stanach. Tu nie ma miejsca na coś takiego!- czując się jakbym zbawiała ludzkość wrzuciłam to koszulopodobne coś do kominka.
                Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby poszedł pół nago, ale się uparł. Jednak na coś takiego nie mogłam pozwolić! "Koszula"  miała bufiaste rękawy i... o zgrozo, żabot! Tego się chyba nawet w średniowieczu nie nosiło.
-Była ładna...-wybąkał mój ukochany.
-Ładna?!-gotowałam się ze wzburzenia.- Mamy XXI wiek, a ty nie grasz w "Piratach z Karaibów"! Sam Jack Sparrow by się tego nie powstydził! Ale na Boga ty idziesz na konferencję, a nie na odzyskanie Czarnej Perły! Cały Dwór tam będzie a ty się ustroisz w coś dzięki czemu będziesz w centym zainteresowania i to nie w dobrym znaczeniu tego słowa!
                  Chyba moja przemowa go przekonała.
-Jedziemy do sklepu!-zadecydowałam.-Mamy jeszcze trochę czasu.\
                  Zgodził się bez słowa. Już po chwili siedzieliśmy w samochodzie w drodze do najbliższego sklepu odzieżowego. Zaczynałam się czuć jak w starym dobrym małżeństwie. Jezus, Maria! Jeszcze tego brakuję! Żeby z  młodej, żwawej Rose Hathaway zrobiła się narzekająca, zgryźliwa, młoda, panna w związku! 
                                                                               ***

sobota, 7 listopada 2015

Srebro //historia//

                 Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Ostatnie co pamiętam to strzygi. Mnóstwo strzyg. Dymitr walczący u mego boku. A potem... No właśnie? Co potem? Dalej nie pamiętam już nic.
                Po chwili usłyszałam kroki. Razem z nimi głosy.
-Obudziła się! Obudziła się!
               Tak wołało około pięciu osób. Usłyszałam wśród nich moją przyjaciółkę Lissę. To miłe z jej strony, że zaczekała aż się obudzę. Zaraz pełno lekarzy wlało się do mojego pokoju. Byli bardzo zdziwieni.
-Co? Nie widzieliście nigdy strażnika?- zapytałam. 
               Wszyscy wymienili zdziwione spojrzenia. Zaczęli coś do siebie szeptać po czym weszli za szklaną szybę. Została tylko Lissa. Dziwne, że nie  było z nią Dymitra. Pewnie miał strażnicze obowiązki.
-Oh Rose! Tak się martwiłam!- wykrzyknęła.
                O mój Boże! Jak ona wyglądała. Jakby postarzała się o jakieś dwadzieścia lat! Czy to dlatego, że się tak o mnie martwiła? Nie... To chyba niemożliwe. 
-Nie było powodu. Przecież nie było mnie tylko...- No właśnie? Ile  mnie nie było?-zadałam jej pytanie.
                Zasępiła się.
-Nie było Cię z nami dwadzieścia lat.- Odpowiedziała na moje pytanie. Nie oczekiwałam takiej odpowiedzi.
-Ile?!- Zawołałam tak głośno, że przyjaciółka się aż skrzywiła. Nagle coś sobie przypomniałam.- A gdzie Dymitr?
                Lissa zwiesiła głowę.
-Nie było go z tobą. Szukaliśmy kilka lat. Nie znaleźliśmy nic- dodała jeszcze ciszej.- Ale Rose, tam było tyle krwi. Kto to widział mówił, że nikt nie był w stanie przeżyć. Położyliście ze trzydzieści strzyg. Ale ich było coraz więcej. Ledwo cię ocaliliśmy. Niestety nikogo więcej nie znaleźliśmy. Sama byłaś na wpół martwa. Zapadłaś w śpiączkę na dwadzieścia lat! Trzymałaś w ręku swój srebrny kołek. Obok ciebie leżał drugi. Ten należący do Dymitra był złamany.
                Najpierw nie czułam nic. Potem  nie rozróżniałam już uczuć. Miłość, nienawiść, rozpacz, ból. To wszystko zlało się w jedno. Jedyną myślą jaką udało mi się ułożyć było: Srebro się nie łamie. Wstałam gwałtownie. Zakręciło mi się w głowie ale nic sobie z tego nie zrobiłam. Z moich ust wydał się nieludzki okrzyk. Łzy lały się po mojej twarzy. Zaczęłam się szarpać i rzucać. Pozrywałam wszystkie rurki. Słyszałam tylko bardzo szybkie pikanie. A potem zapadła ciemność.
                

Informacja

                     No a więc postanowiłam, że będę czasem wstawiać historie, które będą powiązane z AW, ale nie z moim blogiem. To znaczy to będzie po prostu jakaś osobna historia. Wtedy mogę pokazać Wam, że potrafię być okrutna...! Pierwsza pojawi się za chwilę.

wtorek, 20 października 2015

Rozdział 10

Rose

           Weszłam do swojego pokoju i zobaczyłam w nim Adriana. Stał plecami do okna i wlepiał wzrok w ścianę obok mnie. Wyglądał na zamyślonego, dlatego spytałam.
-Szukasz kogoś?-mój głos zabrzmiał ostrzej niż zamierzałam. Kiedy indziej zadałabym inne  pytanie, ale byłam nie w humorze. To przez tę sprawę z Jackie Trewillger. Zdecydowanie coś tu śmierdzi.
-Widziałaś może Sonię?-odpowiedział pytaniem na pytanie. Jak ja tego nie lubiłam. Od razu przypomniałam sobie moment kiedy jeszcze w akademii obudziłam się w szpitalu i doktor Olendzka zadawała mi głupie pytania typu jak się nazywasz.
-Teraz pewnie śpi.- Był środek dnia więc noc w morojskim rozkładzie dnia.
-A no tak-wymruczał do siebie.
               Po chwili już go nie było. Dziwne. Zdecydowanie coś tu śmierdzi. Lecz teraz moją głowę zaprzątały inne sprawy takie jak na przykład pół-nagi Rosjanin wchodzący do mojego pokoju przez nasze wspólne drzwi. Lissa kazała zrobić przejścię pomiędzy naszymi pokojami, abyśmy mogli swobodnie się porozumiewać. My wykorzystywaliśmy to też do innego celu.
-Widziałaś może moją koszule?- Dziwne było to pytanie, ponieważ on zwykle nie chodził w koszulach. Nawet nie zwykle. Nigdy! Dlatego spytałam:
-Od kiedy chodzisz w koszulach?
-Mam iść na jakąś konferencje i dostałem rozkaz od królowej, aby ubrać się bardzo elegancko- w jego głosie dało się słyszeć zdenerwowanie i niesmak co do tego w co ma się ubrać.
-Według mnie możesz zostać w tym w czym jesteś...- Zdecydowanie mógł. Wyglądał olśniewająco.
-To nie czas na żarty Rose- mówiąc to zwieśł ponuro głowę, lecz i tak zdążyłam dostrzec uśmiech na jego twarzy.
-Kto to widział!-zaśmiałam się- Sławny pogromca strzyg a boi się koszuli?
                   Podeszłam kilka kroków. Stałam teraz na przeciwko niego i starałam się patrzeć mu w oczy co było trudne nie z powodu różnicy wzrostu, ale dlatego, że wciąż trzymał głowę opuszczoną.
-I Abe'go- powiedział to tak cicho, że ledwie dosłyszałam.
-Akurat mojego ojca boją się nawet strzygi.- Starałam się poprawić mu nastrój.- A teraz chodźmy poszukać twojej koszuli!

piątek, 18 września 2015

Rozdział 9

Rose

          Obudziłam się w pokoju, na Dworze. Pamiętam, że wsiadaliśmy do prywatnego samolotu lecącego na Dwór. Pewnie usnęłam. Gdy podniosłam się z łóżka zobaczyłam uśmiechniętą twarz Dymitra. Był on tylko w luźnych spodniach od dresu. Jego nagi tors wyglądał przecudnie w świetle zachodzącego słońca. Brązowe włosy mieniły się przepięknie. A jego oczy! Ach! Jakże to był cudny widok! Te wspaniałe brązowe oczy wpatrywały się we mnie z taką miłością, że aż dech zapierało w piersiach. Nadal się uśmiechając powiedział:
-W końcu się poddasz i nastąpi to szybciej niż myślisz.
-Już ci mówiłam. Jeśli mój wiek będzie zaczynał się cyfrą dwa. -uśmiechnęłam się do niego. Oczywiście mówiliśmy o naszym ślubie. Nie miałam zamiaru wychodzić za mąż przed dwudziestką. Kto to słyszał. Osiemnastoletnia strażniczka królowej, PANI BIELIKOW. Jak o tym rozmyślam to chciałabym zostawić sobie też moje nazwisko. Rose Hathaway Bielikow. Boże! O czym ja myślę! Zostały mi jeszcze przynajmniej dwa lata a ja już rozmyślam tak się będę nazywać. Będą do mnie mówić strażniczko Bielikow czy strażniczko Hathaway? Skończ!-nakazałam sobie w duchu.
                 Podczas naszej wycieczki na Syberię*, kiedy Yewa Bielikowa przewidziała ślub, Dymitr ciągle się ze mną droczył. Ale ja wiedziałam, że przepowiednia babki Dymitra nie musi dotyczyć nas! Równie dobrze mogła dotyczyć ślubu Adriana i Sydney! To może być tak jak z Krwawym Królem. Yewa przewidziała, że zabije go ktoś "kroczący drogą śmierci" wszyscy myśleli, że to będzie Dymitr, ale okazało się, że chodziło o Marka. Był on naznaczony Pocałunkiem Cienia to znaczy, kiedyś umarł, ale wampir posiadający moc Ducha wskrzesił go za pomocą swojej magii. Tak więc te przepowiednie nie zawszę, wręcz zwykle są niedokładne.
                   Wstałam z łóżka. Spojrzałam w lustro. Jęknęłam. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Moje włosy były poplątane tak bardzo, że przypominały ptasie gniazdo. Makijaż, który sobie wczoraj nałożyłam nie wiadomo poco, rozmazał mi się po całej twarzy. Weszłam do łazienki, aby się umyć.
                   Gdy byłam już gotowa wyszliśmy z Dymitrem na korytarz i skierowaliśmy się do pokoju Lissy.
-O, cześć!- zawołała moja przyjaciółka wesoło. -Nie spodziewałam się was dzisiaj. Myślałam, że weźmiecie sobie dzień wolnego.
-Po co nam dzień wolnego skoro przespaliśmy całą drogę na Dwór?-spytałam- Ale mniejsza o to. Czy coś się tutaj działo?
-Niestety nic nie znaleźliśmy. Myślałam, że wy wpadniecie na jakiś ślad- powiedziała to z lekkim smutkiem w głosie.
-Nic tam nie było. Niestety-oznajmiłam.
-Do Iwaszkowów przyjeżdża ludzki gość- powiedziała ni z tego ni z owego Lissa
                Zdziwiło mnie to bardzo, ponieważ nie spodziewałam się po Danieli lub tym bardziej Nathanie Iwaszkow jakiś gości, tym bardziej ludzkich. Dlatego zapytałam:
-Do czego Nathanowi lub Danieli potrzebny jest człowiek?
-Nie do Nathana lub Danieli tylko do Sydney i Adriana-uświadomiła mi przyjaciółka. Zupełnie zapomniałam, że teraz Sydney także jest Iwaszkow.
-Jak się nazywa
-Jakaś panna Trewillger- odpowiedziała
-Była nauczycielką Sydney w Palm Springs-odezwał się niespodziewanie Dymitr
                Byłam ciekawa czy jej wizyta miała jakiś specjalny cel, czy tylko przyjechała ich odwiedzić. Bardziej byłam skłonna uwierzyć w tę pierwszą opcję.


*Są to wydarzenia opisane w dodatku do Akademii Wampirów, "Powrót do domu" Richelle Mead.

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 8

Rose

         Strasznie bolała mnie głowa. Co się stało? Wyczuwałam, że leżę na czymś miękkim. Słyszałam czyjeś nerwowe kroki.
Jak się nazywam?
Rose Hathaway.
Kim jestem?
Strażnikiem.
Kogo kocham?
Dymitra.
                 Na razie wszystko wydawało się w porządku. Ale zaraz...  Najważniejsze pytanie.
Co się stało?
Nie pamiętam. Chwila... A tak już wszystko sobie przypomniałam!
                 Jęknęłam. Poruszyłam niespokojnie nogami. Otworzyłam oczy. Wokół mnie było ciemno. Czyżbym oślepła?
-Dymitr?!- zawołałam lekko poddenerwowana.
                  Na korytarzu usłyszałam szybkie kroki.
-Rose? Obudziłaś się?- spytał Dimitr
-Tak, ale strasznie boli mnie głowa.- powiedziałam- Która godzina?
-Trzecia rano.
-Ufff. To dla tego jest tak ciemno. A już myślałam, ,że coś mi się stało ze wzrokiem- To była niewyobrażalna ulga.
 Moja ulga nie trwała długo, bo mój ukochany powiedział:
-Ale jest niedziela. Tak się o ciebie martwiłem- To powiedział z troską w oczach.
-Niedziela?! Czyli, że przespałam dwa dni?- No nie! Tego się nie spodziewałam.- Skoro jeszcze żyję to znaczy, że ten ktoś nie chciał mnie zabić tylko, no nie wiem, opóźnić poszukiwania?
-Tak to możliwe.- powiedział po dłuższym namyśle Rosjanin. 
                    Rano wyruszyliśmy  na poszukiwania. Nie dały one jednak  pozytywnego rezultatu. Tak było przez kilka dni. W końcu postanowiliśmy wrócić na Dwór. Może tam się czegoś przydatniejszego dowiemy.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 7

Lissa

       Rose wyjechała wczoraj wieczorem. Już mi jej brakowało. Chociaż teraz gdy objęłam władzę nie możemy spędzać tyle czasu razem ile kiedyś, ale i tak jest ona moją najlepszą przyjaciółką. Wiem, że zrobiłaby dla mnie wszystko. Tak jak ja dla niej.
              Rozejrzałam się po pokoju. Nie było w nim Christiana. Pewnie wyszedł poćwiczyć z innymi morojami. Spojrzałam na zegarek. 7:30. No nie! Za chwilę się spóźnię! O godzinie ósmej zaczyna się spotkanie rady.
Wyskoczyłam z łóżka i szybko ubrałam się w długom do ziemi turkusową suknie ze złotym kołnierzem. Pomalowałam się tylko lekko tak aby zakryć cienie pod oczami. Zawód królowej bywa bardzo wyczerpujący.  Jeszcze raz spojrzałam na zegarek. 7:47. Ufff... Jednak zdążę.
              Wyszłam na korytarz. Chmm... Pomyślałam, że mogłabym pójść poszukać mojego  partnera. Zaczęłam go szukać po korytarzach. Usłyszałam bicie dzwonu. Oho! Już 8 godzina. Pobiegłam do sali konferencyjnej. No zdążyłam. Jeszcze nie wszyscy przybyli.
               Po konferencji (która nic nie dała), byłam znużona. Poszłam w samotności do swojego pokoju. Nagle zadzwonił telefon. Wiedziałam, że to Dymitr.
-Halo?- odebrałam- Co?! Jak to zemdlała po zjedzeniu jabłka?!
////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Dopisek od Aelin (mnie). Wiem, wiem jestem bardzo wredna pisząc teraz z perspektywy Lissy, zamiast Rozy, ale cóż. Życie XD    Przez te dwa dni raczej nie dodam rozdziału, bo jadę teraz do babci do miasta. (wiem wiem kiedyś się jeździło na odwrót XD)  Przepraszam też, że ten rozdział był tak very, very krótki. Paaaaa! :*

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 6

Rose

              Gdy tylko weszłam do mieszkania, odłożyłam swoją  torbę przy drzwiach wejściowych, napiłam się trochę wody i padłam na  łóżko zbyt zmęczona  aby zrobić cokolwiek więcej.
              Gdy się obudziłam, spostrzegłam, że jestem przykryta kocem. To pewnie Dymitr. Gdy mam zabijać strzygi, to jest spokojniejszy, niż kiedy miałabym zmarznąć podczas spania. A właśnie, gdzie jest Dymitr? Zaczęłam chodzić po pokojach i go szukać. Nigdzie go nie było.  Gdy weszłam do kuchni to zauważyłam, że na blacie leży kartka. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać:
                Wyszedłem na chwilę rozejrzeć się po okolicy. Mam nadzieję, że podczas mojej nieobecności się nie obudzisz, ale jeśli się tak stało to chociaż zjedź to jabłko.
                                                                                                          Kocham Cię
                                                                                                               Dymitr
                 Cały on. Dopiero teraz spostrzegłam, że obok listu leżało świeże, czerwone jabłko. Ciekawe skąd je wziął. No nic. Ugryzłam je. Było słodkie. Wręcz za słodkie. Dziwne.
Nie mogłam zastanawiać się nad tym długo, bo do mieszkania wszedł mój ukochany.
Gdy tylko mnie zobaczył roześmiał się.
-Oh Roza! Wzięłaś ze sobą jabłko! Taki szmat drogi wiozłaś to jabłko?
-Co?- Dobra... Coś tu nie gra.- Przecież ty zostawiłeś mi to jabłko.
-Ja nie brałem ze sobą żadnych jabłek!- To powiedział już wyraźnie spanikowany.
-Napisałeś mi ten list.- podetknęłam mu pod nos list, który zostawił na kuchennym blacie- Napisałeś tu też  żebym chociaż zjadła to jabłko!
                    Dymitr wziął ode mnie list. Był zaniepokojony.
-Tak to ja napisałem ten list ale tylko to pierwsze zdanie.- zmarszczył brwi i uważniej przyjrzał się kartce- Spójrz- pokazał palcem na zdanie dotyczące owocu- To jest napisane bardziej spiczastym pismem od mojego.
-Faktycznie...- No nie. Gdy spałam ktoś wszedł do naszego mieszkania. Jęknęłam- To moja wina! Gdybym tylko spała trochę lżej! Gdzie się podział mój strażniczy sen! Powinnam się obudzić gdy tylko usłyszę jakiś hałas!
-To nie twoja wina. Nie spałaś prze...- Dalszej części zdania nie usłyszałam, bo osunęłam się nieprzytomna na podłogę.

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 5

Rose

               Czułam, że ktoś szturcha mnie w ramie. Roza, Roza... Słyszałam, nawoływanie. To pewnie Dymitr, ba to na pewno Dymitr. Na tę myśl uśmiechnęłam się w duchu. Jęknęłam. Nie byłam leniem, ale spałam za krótko aby zregenerować się po jakiś 2 dni bez snu Czy na prawdę nie mogłam jeszcze spać?  Mój ukochany jakby czytał mi w myślach powiedział do mnie z czułością. 
-Roza w tym momencie nie możesz już spać, ale gdy tylko dojedziemy na miejsce to pozwolę ci spać ile tylko zechcesz. Chyba, że będziesz chciała robić coś innego.- to ostatnie powiedział już ciszej, aby nikt nas nie usłyszał.
 Ta wypowiedź zadziałała na mnie jak Red Bull. Wstałam i pocałowałam Dymitra w policzek
-Zobaczymy.- wymruczałam mu do ucha.
Nie czekając na odpowiedź wysiadłam z samolotu. Ugh... Ale tu jest gorąco. 
-Będziecie mieć swoją kwaterę w mieszkaniu, które wcześniej zajmował Adrian Iwaszkow.- Powiedział jeden ze strażników z angielskim akcentem.
Kiwnęłam lekko głową.
                   Za chwile siedzieliśmy już w  taksówce, która wiozła nas w odpowiednie miejsce. Westchnęłam przeciągle.
-Coś się stało?- spytał mnie mój ukochany.
-Nie, po prostu nie pamiętam kiedy byliśmy sam na sam, na jakiś dłuższy czas. Ta myśl mnie cieszy.
-Mnie też.- To powiedziawszy pocałował mnie namiętnie.
-Ehm... Jesteśmy na miejscu.- Taksówkarz oznajmił nam, przerywając nasz pocałunek.
Zrobiłam się cała czerwona. 
-Ach. No tak.- odliczyłam odpowiednią kwotę i wręczyłam ją taksówkarzowi.- Dziękujemy.
- Nie ma za co. Na tym polega moja praca.- uśmiechnął się do nas i powiedział jeszcze- Życzę szczęścia w nowym domu!- I tyle go widzieliśmy, bo szybko odjechał.
W nowym domu. No tak przecież byliśmy parą co ten miły człowiek zresztą zauważył. Mieliśmy walizki z ubraniami i jechaliśmy do nowego mieszkania, bo rozmawialiśmy o tym z Dymitrem na początku przejażdżki taksówką. Oczywiście zamiast "tymczasowa baza na potrzeby misji odszukania królewskiej siostry" używaliśmy terminu nowe mieszkanie. 
-No chodź Roza. Idziemy obejrzeć "nowy dom"?- mówiąc nowy dom zrobił w powietrzu znaki cudzysłowia. 
-Jestem gotowa- Odpowiedziałam z uśmiechem.

czwartek, 6 sierpnia 2015

Moja mądrość XD

Sorka, że aż tyle mnie nie było, ale usunęłam sobie historię i tym samym wylogowano mnie z google. Jak próbowałam się zalogować to wyskakiwało, że nie wykryto takiego adresu e-mail. Przez kilka dni próbowałam się zalogować, ale bez skutku. W końcu wymyśliłam, że zobaczę tam gdzie się zakłada konto czy naprawdę miałam inny gmail. Wpisałam mój mail i wyszło, że jest już zajęty. No to ja sobie go literuję i patrzę, że na końcu brakuje literki "s". Próbuję ją wcisnąć, ale bez skutku. Okazało się, że mój gmail był za długi o jedną literkę. XD W końcu wpisałam bez tej literki i udało mi się zalogować! Wiwat ja! XD
Informację
Już wam oznajmiam, że na pewno nie będzie mnie:
-17-20 sierpnia 2015
-25-29 sierpnia 2015
Prawdopodobnie nie będzie mnie też w te dni pomiędzy, ale nie jestem pewna.
Z tego powodu staram się teraz napisać jak najwięcej postów, abyście mieli na zapas.

czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 4

Rose

      Gdy wyszłam od Lissy od razu skierowałam się do mojego pokoju. Dymitr szedł kilka kroków za mną, co było bezpiecznym wyjściem na wypadek, gdybym (nie daj Boże!) miała zemdleć z wyczerpania.
            W końcu dotarłam do swojego pokoju. Zaczęłam się pakować. Nie trwało to długo, bo brałam tylko niezbędne rzeczy. Bez zbędnych ceregieli wyszłam na korytarz. Dymitr już tam na mnie czekał. Stał oparty o ścianę i wpatrywał się we mnie.
-Podoba ci się to co widzisz?- to pytanie od początku naszej znajomości miało znaczenie. Pierwszy raz powiedziałam to gdy zobaczył mnie bez bluzki w objęciach Jessego  Zeklosa. Wtedy coś pojawiło się w jego oczach. Trwał to tylko chwilkę, lecz i tak wiem, że tam było.
-Nawet nie wiesz jak bardzo krasota moya- powiedział wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.
              Po tej krótkiej wymianie zdań wyszliśmy na dwór, gdzie już czekali na nas z samochodem z Dworu. Wsiedliśmy i już po chwili jechaliśmy w stronę lotniska. Starałam się nie zasypiać, ale byłam tak zmęczona i jeszcze do tego do dyspozycji miałam umięśnione ramie mojego ukochanego. Nie mogłam przegapić okazji, aby położyć głowę na tym ramieniu . Potem już samo wyszło.
              Dymitr delikatnie mnie obudził i oznajmił, że jesteśmy na lotnisku. Wstałam i ciągle nieprzytomna weszłam do samolotu. Już za chwilę odeszłam w niebyt, aby po godzinie znów się zbudzić. Gdy spojrzałam w bok zobaczyłam, że mój partner nie śpi.
-Towarzyszu czy ty nie spałeś? Trzeba nabierać sił!
-Oh Roza, spałem, ale w samochodzie, wtedy gdy ty spałaś.- po tej niezbyt zadowalającej odpowiedzi objął mnie ramieniem.
-Masz w tej chwili iść spać! To jest rozkaz Towarzyszu!- Powiedziałam to stanowczym głosem, patrząc na niego surowo. Na ustach miałam uśmiech.
-Postaram się jak najrzetelniej wypełnić rozkaz generale Hathaway!- to powiedziawszy zamknął oczy i starał się zasnąć.
Przez kilka minut siedzieliśmy tak w ciszy. Po chwili poczułam, że jego ciało się rozluźnia. Gdy poczułam, że Dymitr śpi sama zasnęłam tam, gdzie jest moje miejsce, czyli w ramionach mojego ukochanego.

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 3

Lissa

        Gdy tylko Rose i Dymitr wyszli usiadłam na łóżku zbyt zmęczona aby cokolwiek zrobić. Byłam tak okropnie zmęczona! Zakładam, że Rose jest zmęczona dużo bardziej niż ja, bo przecież musiała cały czas być przy mnie a do tego non stop być czujna. 
-Nasza królowa jest zmęczona królowaniem?- spytał zaczepnie Abe. Normalnie w życiu nie wpuściłabym go do mojego pokoju, ale uparł się, że musi być przy tej rozmowie. Kto tam wie co mu po głowie chodzi. Właśnie z tego powodu pozwoliłam mu wejść. Wolałam aby moja komnata nie została wysadzona w powietrze jak to się stało z posągami podczas ucieczki Rose. On po prostu wysadził wiekowe rzeźby używając C4! Jak go się nie bać? Ale w końcu jest on ojcem mojej najlepszej przyjaciółki i czasem tylko to powstrzymuje mnie przed wysłaniem go gdzie pieprz rośnie. W chwilach takich jak te szczególnie nie mam ochoty na jego towarzystwo.
-Tak jestem bardzo zmęczona i proszę cię abyś opuścił mój pokój.- Powiedziałam to wysilając się na jak najgrzeczniejszy ton. Pfff.... czasem życie królowej jest strasznie uciążliwe.
-Jak sobie życzysz Wasza Wysokość- mówiąc to posłał mi tajemniczy uśmiech i skłonił się przesadnie nisko i wyszedł. Cały Abe. 
                Odetchnęłam z ulgą. W końcu spokój. Christian usiadł obok i otoczył mnie ramieniem.
-Musisz wypocząć.- powiedział to tonem nie znającym sprzeciwu.- Jutro najlepiej byłoby gdybyś wzięła sobie wolne.
-Dobrze wiesz, że nie mogę.  Nie teraz gdy jestem już tak blisko uchwalenia prawa o tym aby królowe nie musiały mieć żyjących krewnych. Jeśli mi się to uda to Jill nie będzie musiał się więcej ukrywać i jeśli to moi przeciwnicy ją porwali to już nie będą jej potrzebować i najprawdopodobniej oddadzą mi ją.- Powiedziałam to wszystko na jednym oddechu. W moich oczach wezbrały się łzy
-Hej! Nie płacz! To nie twoja wina!- Mój chłopak za wszelką cenę chciał mnie pocieszyć. Czasem bywał tak opiekuńczy.
- Wiem, że nie powinnam płakać, ale ja już nie mogę! To przeze mnie tak młoda morojka musi uciekać i chować się po świecie w obawie o swoje życie!- Mimo iż nie znałam Jill tak dobrze jak chciałam to i tak wiele dla mnie znaczyła.
-Teraz tym bardziej musisz zrobić sobie wolne, albo chociaż wcześniej przestać pracować.- Widziałam troskę w jego oczach.- Proszę zrób to dla mnie. Spędzimy ten czas razem.
 Tym argumentem mnie przekonał. Uśmiechnęłam się do niego słabo na znak zgody. Chwile siedzieliśmy w milczeniu a potem usnęłam w jego ramionach.

Wytłumaczenie

Teraz już mogę z powrotem wstawiać następne rozdziały! Wcześniej byłam w Grecji na koloniach, więc nic nie mogłam napisać. Już nie przedłużam i zabieram się do pisania następnego rozdziału!

wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział 2

Rose

       Po rozmowie z Sydney od razu poszłam do pokoju. Wiedziałam, że gdybym jeszcze musiała coś zrobić, na pewno bym zemdlała. Nie spałam już od jakiś 24 godzin. No, ale na czym polega praca strażnika i to strażnika królowej. Wiedziałam na co idę zgłaszając się na opiekuna Lissy. Jest ona moją najlepszą przyjaciółką i nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś jej się stało. Będąc jej strażnikiem miałam wszystko pod kontrolą.
             Gdy weszłam do pokoju zapaliłam światło. Dymitra nigdzie nie było słychać. Nie zdziwiło mnie to, ponieważ wiedziałam, że miał swoje obowiązki, opiekując się Christianem. 
             Poszłam od razu do sypialni i szybkim kopnięciem zdjęłam buty. W pośpiechu przebrałam się w strój do spania. (Dresy i koszulka na ramiączkach, gdyby coś się stało mogłabym od razu biec na pomoc w tym stroju a nie w flanelowej pidżamie.) Jednym susem wskoczyłam na łóżko. Powoli zapadałam w sen. Nagle zadzwonił telefon, jakby ktoś robił mi na złość i wiedział, że właśnie szłam spać. Odebrałam i w słuchawce usłyszałam głos Lissy:
-Musisz przyjść do mojej komnaty.
-Czy mam przybiec od razu?- Zrozumiała o co chodzi. Wiedziała, że nie będę stroiła się przed lustrem 2 godziny, tylko pytam się czy mam tam być w 5 sekund, czy w 5 minut.
-Masz trochę czasu na przebranie.
-Będę za 10 minut.- Od razu gdy to powiedziałam rozłączyłam się.
1 minutę później byłam już ubrana w oficjalny strój strażnika. Wybiegłam z pokoju i popędziłam do pokoju Lissy tak szybko, że prawie potrąciłam jakiegoś moroja. Ten odwrócił się do mnie i pewni chciała mnie zganić, ale gdy tylko zobaczył kto go potrącił od razu zamknął buzię.. Cieszyłam się na Dworze, ba nie tylko na Dworze ale i na całym świecie niemałą reputacją. Teraz nie miałam czasu o tym rozmyślać, bo dotarłam do drzwi pokoju Lissy. Grzecznie zapukałam i nie czekając na odpowiedź weszłam do środka. Nikogo nie zdziwiła moja obecność, lecz mnie zdziwiła obecność innych osób.
-Co się stało?- Zapytałam zmartwiona, choć tak naprawdę nie dałam tego po sobie poznać.
Że był tutaj Dymitr nie zdziwiło mnie tak bardzo, bo jako strażnik Ozery musiał być przy nim.
Ale Abe? Co on tutaj w ogóle robił?
-Właśnie wysyłamy grupę strażników, którzy mają za zadanie odnaleźć Jill.- Lissa oznajmiła mi- Będziecie nią ty i Dymitr.
-Ja i Dymitr za całą drużynę dampirów? Schlebiasz nam królowo, Powiedziałam to z małym uśmieszkiem, na co Lissa przewróciła oczami.
-Kiedy wyruszamy?- Zapytał mój ukochany
-Teraz- odparła bez wahanie królowa- macie już przygotowany samolot który wyląduję niedaleko Palm Springs. A teraz idźcie się spakować.
               Z Dymitrem wyszliśmy na korytarz. Może w końcu uda nam się spędzić trochę czasu we własnym towarzystwie.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Przeprosiny

Nie wiem za bardzo co mi się dzieję z komputerem, więc chciałam przeprosić za to, że czasem jakieś słowo zostało napisane wielką literą, choć nie powinno oraz, że może brakować czasem polskich znaków t.zn. np. ogonka. :)

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 1

Rose
           Ciągle było niespokojnie po wyborze Lissy na królowa, mimo iż minęło już sporo czasu. Wampiry z Dworu także nie oswoiły się z myślą, że Adrian Iwaszkow wziął za żonę człowieka, do  tego alchemika. Z Dymitrem nie kwestionowaliśmy tego wyboru, ponieważ wiedzieliśmy co to dla nich znaczy. Przechodziliśmy coś podobnego.
           Własnie wracałam z kolacji u Lissy, gdy na korytarzu zastałam Sydney. Uśmiechnęłam się do  niej. Nie, nie odwzajemniła uśmiechu, wyglądała wręcz na smutną i jednocześnie trochę przerażoną
i zdziwioną.
-Czy coś się stało? Adrian coś zrobił?
-Nie, Adrian nic nie zrobił. Jest wobec mnie bardzo opiekuńczy.- te słowa powiedziała z lekkim uśmiechem. Można było usłyszeć w nich dumę i czułość.- Tylko po prostu nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony wiem, że alchemicy nie mogą Mnie tutaj skrzywdzić a wiec mogę spokojnie żyć z Adrianem. Z drugiej strony, gdy tylko opuszczę Dwór zostanę złapana  i wysłana do ośrodka reedukacji, tyle, że już z niego nie wyjdę.- Słowa te wręcz wycedziła. Widać w jej oczach było ból, wściekłość i milion innych, podobnych emocji.- Straciłam w ten  sposób nie tylko ojca, ale także siostrę. Jeszcze  ta sprawa Jill. 
             Jill jako jedyny żyjący krewny królowej jest bardzo ważnym obiektem w wampirzej polityce.
Jakiś czas temu została wysłana do Palm Springs, z myślą, że przeciwnicy Lissy nie znajdą jej tam. Gdzie przebywa księżniczka wiedziało tylko kilka nielicznych osób. Jill ostatnio porwano. Tylko krąg zaufanych osób o tym wiedział. Gdyby ktoś się dowiedział mógłby strącić z tronu Wasylissę. Królowa bowiem potrzebuje przynajmniej  jednego żyjącego członka Rodziny. Pracuje nad prawem które mówi o tym, że monarcha nie potrzebuje żyjących członków rodziny. Jak na razie jednak to prawo nie zostało uchwalone.
-Nic się nie martw. Niedługo zostanie wysłana specjalna grupa strażników którzy będą jej poszukiwać.
-Wiem, ale jak na razie ta myśl nie daje mi spokoju.
               Świetnie ja rozumiałam. Ja też długo nie mogłam przestać myśleć, że porwano jedyną, żyjącą krewną Lissy. Chociaż wiedziałam, że Sydney nie myśli o niej w ten sposób. Dla niej Jill była jak siostra, ktorą trzeba się opiekować, a ona tego nie dopilnowała. 
                Jednak teraz chciałam zejść na przyjemniejsze tematy, wiec powiedziałam:
-Żeby pozbyć się tego ponurego nastroju, lepiej opowiedz mi jak to było, gdy Adrian ci się oświadczał!
               Zrobiła zdziwioną minę, lecz z uśmiechem opowiedziała całą tą szaloną historie. Ależ to  było piękne. Wiele bym oddała za takie chwile z Dymitrem.

Cześć!

Cześć! Postanowiłam założyć bloga z fanfiction o Akademii Wampirów Richelle Mead.
Na razie jestem tu jedyną adminką. Mam nadzieję, że wam się spodoba! Miłego czytania!